Stres – bardzo popularne słówko o mnóstwie znaczeń. Po wpisaniu w wyszukiwarkę tego słowa szybko można dowiedzieć się dwóch ważnych rzeczy o stresie: jest powszechny i każdy go odczuwa oraz wcale sobie tego nie życzymy. Dla przykładu, nagłówki wszelakich artykułów opisują go jako termin medyczny, odwołując się do objawów, leczenia i zapobiegania. Na stres jesteśmy „narażeni”, a zmaganie się z nim w perspektywie czasu prowadzi do różnych „skutków” dla naszego zdrowia i życia. Dla naszych ciał, umysłów i dusz. Co więcej, wciąż słyszymy w jakich to „zestresowanych czasach” żyjemy oraz że mamy gorzej niż nasi przodkowie, gdyż oni aż tak zestresowani nie byli.
W efekcie boimy się stresu, jesteśmy szczególnie wyczuleni na jego „objawy” i jest dla nas bardzo ważne, aby mieć nad nim „kontrolę„.
Tylko jak tę „kontrolę” zdobyć? – zastanawiamy się ilekroć czujemy, że życie kolejny raz dało nam w kość. A może lepiej „radzić sobie” ze stresem? Czy stres zawsze jest czymś, czego warto w życiu unikać? A może nie taki diabeł straszny, jakim go malują?
Stres – a cóż to w sumie jest?
Nasze głowy, serca i ciała wciąż zajęte są próbami sprostania różnym sytuacjom, w jakich się znajdujemy oraz ich wpływem na nas. Psycholodzy twierdzą, że stres pojawia się tam, gdzie nasze podstawowe umiejętności sprostania tym wpływom przestają wystarczać. Odczuwany stres ma nas zmobilizować do większej pracy i wysiłku aby sobie poradzić.
Stres obejmuje różne myśli związane z tworzeniem pomysłów i planów radzenia sobie oraz myśli związane z emocjami, które powstają w nas na skutek danej sytuacji. Emocje te mogą być postrzegane przez nas jako pozytywne (np. radość i ekscytacja podczas randki) oraz negatywne (lęk przed złym wypadnięciem w rozmowie). Na poziomie naszych ciał stres generuje mobilizację organizmu, co ma nam pozwolić na lepszą reakcję (przyśpieszony oddech, szybsze bicie serca, wzrost ukrwienia skóry ale też walka z zarazkami, urazami itp.)
Stres składa się więc z tego co robi nasza głowa, co czuje serce oraz co wyprawia organizm abyśmy dali radę poradzić sobie z daną sytuacją. Od różnych naszych cech, wcześniejszych doświadczeń oraz aktualnych okoliczności zależy, czy konkretna sytuacja wzbudzi w nas przyjemne objawy stresu (tzw „eustres”), czy też będzie to dla nas negatywne doświadczenie (tzw „dystres”).
Wszyscy się stresujemy?
Faktycznie, stres jest zjawiskiem powszechnym. Nie jest jednak jednoznacznie zły. Służy „mobilizacji„. A ta mobilizacja często prowadzi nas dalej i wyżej niż do tej pory byliśmy. Jest motorem naszego rozwoju. Bez stresu zabrakłoby nam motywacji, aby zrobić krok dalej. Pilnuje nas, abyśmy nie tkwili ciągle tam, gdzie nie chcemy. Dzięki niemu posiadamy możliwość rozwoju oraz wpływu na własne życie. Kombinujemy, tworzymy, reorganizujemy, wydobywamy z siebie różne ciekawe pomysły… Bez niego, zbyt często po prostu by nam się nie chciało. Dziękujemy Ci, Stresie 🙂
Owszem, stres bywa dla nas szkodliwy. Przede wszystkim wtedy, gdy nie ma w nas wystarczających możliwości sprostania danej sytuacji, pomimo wielu prób ponosimy klęskę lub z góry zakładamy, że nie damy rady. Sytuacja jest ona dla nas za trudna. Gdy niepomyślne dla nas warunki ciążą nam od długiego czasu i nasze siły do radzenia sobie stopniały. Dotyczy to zwłaszcza długotrwałych sytuacji. Kiedy doświadczamy serii przeciążających nas sytuacji i nie nadążamy z „dochodzeniem do siebie” po poprzednim wyzwaniu. Czujemy wtedy, że staczamy się po równi pochyłej. W takiej sytuacji, kiedy nasze możliwości i zasoby radzenia sobie są przeciążone, nawet sytuacja, z która normalnie byśmy sobie poradzili może stać się dla nas za trudna. Bądź przeklęty Stresie! Nie radzimy sobie z Tobą! Jeśli doświadczamy takich okoliczności, często mówimy, że jesteśmy „w kryzysie„. Mówi się (a wśród psychologów i terapeutów to pewnik), że przezwyciężenie kryzysu prowadzi do rozwoju danej osoby. I chociażby z tego powody nawet ten „zły stres” ma w sobie ziarenka czegoś dobrego. Chociaż zgadzam się, że w momencie, gdy działa na nas stres, nie mamy ochoty tego przyznać.
A skąd wiemy, że się stresujemy?
Skąd wiemy, że czujemy stres? Mówią nam to nasze myśli, uczucia oraz doznania z ciała. Każdy z tych obszarów wpływa na siebie nawzajem. Nad każdym z nich w jakimś stopniu mamy kontrolę. Określone myśli generują w nas określone emocje, które razem wzbudzają w nas określone reakcje ciała. Bardzo ważna rola należy do naszej interpretacji danej sytuacji i uruchomienia różnych mniej lub bardziej nawykowych reakcji. Nie zawsze reakcje te przebiegają w optymalny sposób. Oto przykład:
Kiedy moje półtoraroczne dziecko zamiast spać, co godzinę z płaczem mnie wzywa, a ja widzę na wyświetlaczu zegarka godzinę trzecią nad ranem:
- Jestem zdziwiona, że jest dopiero trzecia rano, a ja już 4 razy wstałam do dziecka.
- Uświadamiam sobie, jak przez to mało do tej pory spałam.
- Uświadamiam sobie, że noc się kończy i już nie zdążę się wyspać. Czuję bezradność.
- Zaczynam odczuwać rozczarowanie, złość na dziecko i lęk przed wyzwaniami nadchodzącego dnia.
- Czuję, że moje serce zaczyna szybciej bić, oddech przyspiesza. Patrząc na dziecko zwężam powieki, a w gardle czuję ucisk.
- Doznania z ciała pomagają mi poczuć więcej złości.
- Nieładnie myślę o córce i podejrzewam ją o złośliwość. Pojawia się jeszcze więcej złości i lęku.
- Syczącym głosem rozkazuję córce być cicho i spać. „Stanowczo” przykrywam ją kocykiem.
- W efekcie córka zaczyna płakać głośniej.
- Do złości i lęku dołącza rozczarowanie sobą i swoim brakiem opanowania. Zaczynam siebie karcić, że dopóki nie zapanuję nad sobą, dziecko nie ma szans się wyciszyć i zasnąć. Jednocześnie wciąż syczę na każdy odgłos wydawany przez córkę.
- Do objawów generowanych z ciała dołączają cisnące się do oczu łzy.
- Zaczynam użalać się nad sobą. Uspokojenie siebie z intensywnych emocji zajmuje sporo czasu.
- Jednak zaczynam się zastanawiać, dlaczego ona nie śpi. Coś w tym musi być. Testuję różne podejrzenia, napędzana motywacją do złapania ostatniej drzemki. Chciała pić i było jej za ciepło.
- Po godzinie wracam do łóżka i czuję jak całe moje ciało postawione jest w stan gotowości. Czuję się zupełnie rozbudzona, a energia kumuluje się na kłębiących rozmyślaniach o nadchodzącym dniu, który trzeba przetrwać na zmęczeniu. Nasłuchuję, czy córka znów nie płacze. Ponowne zaśnięcie zajmuje mi kolejną godzinę.
I po co to wszystko?
W opcji optymalnej, mogłam zamiast na myślach o własnym niewyspaniu, skupić się na trosce o córkę – przecież przed nią cały dzień w żłobku, a będzie zmęczona. Może coś ją boli? Mogłam skupić się na myślach o tym, że wciąż jest bardzo mała i nie ma jak powiedzieć mi, co jej przeszkadza. Być może dzięki temu szybciej odgadłabym jej potrzeby i oszczędziła sobie stresu. Jednak myśli aktywowane uświadomieniem sobie własnego zmęczenia podążyły innym torem. Za nimi podążyły emocje i reakcje ciała. W efekcie byłam w stanie rozwiązać problem, jednak zajęło mi to więcej czasu i doświadczyłam przy tym więcej negatywnych emocji. W tym przypadku moje nawyki myślowe nie ułatwiły mi roboty.
A gdzie w tym wszystkim szansa na rozwój? Przykład może nie jest zbyt porywający ale jestem w stanie coś znaleźć. Następnej nocy zadbałam o przewietrzenie pokoju, odpowiedni ubiór córki i dałam jej pić do woli. Niech się budzi z innego powodu 🙂
To kto tu w końcu rządzi?
Na to, czy i/lub w jakim stopniu dana sytuacja będzie dla nas stresująca mamy wpływ poprzez sposób, w jaki patrzymy na daną sytuację, na jakich jej elementach się skupimy oraz jakie reakcje – automatyczne lub świadome – w sobie wzbudzamy. W tej samej sytuacji skupienie na własnej niedoli budzi w nas złość, zaś koncentracja na trosce o drugą osobę – opiekuńczość. Konsekwencje naszego wyboru mają bezpośredni wpływ na ilość odczuwanego przez nas stresu. Psycholodzy od lat twierdzą, że sposób, w jaki opisujemy otaczający nas świat sprawia, że właśnie tak go spostrzegamy. Co z tego wynika? Od naszych predyspozycji zależy czy w danej sytuacji będziemy się stresować. Z jednej strony łatwo się pogubić i dać prowadzić przez utarte nawyki, które wcale nam nie służą. Z drugiej strony, jesteśmy w stanie dyktować warunki – mamy tę moc!
A jak tej mocy używać, kiedy brakuje już nam pomysłów na poradzenie sobie ze stresem?
A jak tym stresem dyrygować?
Tutaj otwiera się szeroki wachlarz możliwości – od prób własnych i wsparcia czerpanego od najbliższych (np. wujek dobra rada), przez wszelkiego rodzaju poradniki i szkolenia, po indywidualną pracę ze specjalistami np. psychologami i terapeutami. Dużo zależy od konkretnej sytuacji i naszych możliwości oraz tego, jak oceniamy nasz wpływ na daną sytuację oraz możliwość jej kontrolowania (podkreślę, że ostatecznie ważniejsze jest nasze osobiste poczucie kontroli, niż obiektywny wpływ na sytuację – kolejny raz najważniejsze jest to, co się nam wydaje).
Ze swojej strony podpowiem kilka chytrych pytań i technik, które warto na sobie wypróbować, aby spróbować „ruszyć z miejsca”. Siłą rzeczy mają one bardzo ogólny charakter.
- Jakie objawy stresu czujesz? Jakie masz związane z tym główne doznania z ciała?
- Zacznijmy od ciała, ono też wpływa na myśli i emocje: postaraj się rozluźnić wszystkie mięśnie i oddychaj głęboko i powoli tak, aby przy każdym oddechu unosił się brzuch. Czasem, aby dobrze rozluźnić mięśnie, trzeba je wcześniej napiąć – zrób tak z nogami, brzuchem, rękoma i mięśniami twarzy. Napnij każdą partię po kilka razy i z wydechem rozluźnij. Skup się na poczuciu rozluźnienia i na oddechu. Tak mocno jak tylko potrafisz. Nie spiesz się. Emocje i myśli nie będą w stanie „szaleć”, jeśli uda Ci się wyciszyć ciało. Stopniowo i umysł przejdzie na spokojniejsze wody.
- Lepiej? Idziemy dalej: Co składa się na Twoją stresującą, sytuację? To jest kwestia jednej rzeczy, czy nałożyło się kilka spraw? Gdybyś był/ła w pełnej formie, czy potrafiłbyś/łabyś poradzić sobie z elementami tej sytuacji lub niektórymi problemami? Co takiego trzeba by było zrobić? Jeśli brak Ci pomysłów, wyobraź sobie kogoś z Twojego otoczenia, kto jest Ci bliski – co ta osoba mogłaby zrobić, aby sobie poradzić?
- Czego Ci brakuje do poradzenia sobie ze stresem? Co musiałoby się stać, abyś przestał/ła się denerwować? Po czym poznasz, że się udało?
- Czy jesteś w stanie popatrzeć na tę sytuację z innego punktu widzenia? Może okiem innej osoby? Pod kątem zysków i strat, listy umiejętności? Lub z perspektywy tego, co Ty właściwie chcesz osiągnąć? Czy któraś z tych prób zmiany myślenia sprawia, że Twoje emocje zmieniają swoje nastawienie?
- Co takiego małego, najmniejszego możesz zrobić, aby zrobić kroczek do przodu i być bliżej poradzenia sobie z sytuacją? Czego do tego potrzebujesz? Z jakich swoich umiejętności skorzystasz? Masz ktoś z Twojego otoczenia miałby dobry pomysł?
- Załóżmy, że już to zrobiłeś/łaś. Jak myślisz, jak na to reagujesz i co w związku z tym czujesz? Czy możesz to powtórzyć?
- Kiedy spróbujesz to zrobić?
- Dotarłeś/łaś tutaj rzetelnie odpowiadając na te pytania? To chyba mogę przypuszczać, że w Twojej głowie kiełkuje chociaż mały pomysł/plan na ruszenie z miejsca. A jak z poziomem odczuwanego przez Ciebie stresu?
- Nie zawsze mamy w sobie gotowość aby ruszyć dalej. Czasem trzeba pewne rzeczy przeczekać, aż zmienią się okoliczności. Jeśli wciąż masz pustkę w głowie, lepiej skupmy się na przetrwaniu tej sytuacji. Co takiego najmniejszego możesz zrobić, aby poczuć, że radzisz sobie ze stresem odrobinę lepiej? W jaki sposób to pomoże? Po czym poznasz, że to działa? Lub co takiego już robisz, że nie czujesz się jeszcze gorzej?! Co musisz zrobić aby to utrzymać? Jeśli jest bardzo źle, sugeruję poszukać pomocy specjalisty.
Stres to kawałek nas na dobre i na złe. I lepiej umieć się z nim dogadać.
Podsumowując, stres to nasz naturalny, wbudowany w ciało oraz umysł system informacyjny i motywacyjny, którego rolą jest zaalarmowanie nas o różnego rodzaju zagrożeniach oraz zachęcenie nas do poradzenia sobie z daną sytuacją. Bez niego na zbyt wiele spraw machalibyśmy ręką. Unikałabym więc nadmiernej medykalizacji tego terminu – to generuje lęk przed stresem, chociaż powinnam powiedzieć „wzbudza nadmierny stres w związku z odczuwaniem stresu”. Stres to nie jest też jakiś demon – chyba, że mu na to pozwolimy 🙂 Sposób w jaki odczuwamy stres mocno zależy od tego kim jesteśmy, jak zostaliśmy wychowani i co tam sobie w tych naszych głowach myślimy. Nasze reakcje mają tendencje do utrwalania się w silne nawyki, z którymi nie zawsze jest nam po drodze. Jednak wciąż mamy tu wiele do powiedzenia chociażby poprzez zmianę rozumienia stresującej nas sytuacji, jej opisu, aktywowania lub hamowania różnych możliwych reakcji, kontroli pobudzenia ciała, interpretacji uczuć i długo by jeszcze wymieniać.
W pewnych sytuacjach, kiedy dana osoba aktualnie naprawdę nie widzi dla siebie nadziei na poradzenie sobie ze stresem, niezbędne jest sięgnięcie po środki farmakologiczne, które jej pomogą. Być może ułatwi to przetrwanie do czasu zmiany okoliczności lub pomoże dokopać się do tkwiących w nas możliwości. Czasem sama tabletka wystarczy, aby ruszyć dalej. Warto jednak potraktować to jedynie jako wsparcie na „pasie startowym” do dalszej pracy nad radzeniem sobie ze stresem i okolicznościami go wywołującymi – w przeciwnym razie nasze życie będzie miało „jakąś jakość” – uzależnioną wyłącznie od obecności małego, okrągłego pomagacza.