Jak porozmawiać z otoczeniem o zmianach, kiedy już nie umiemy dłużej tolerować danej sytuacji? Co zrobić, gdy wszyscy przyzwyczaili się do naszej „dobrej miny”? Dzisiejszy wpis dotyczy rozmowy o zmianie trudnej dla nas sytuacji, która od dłuższego czasu nam ciąży, zanim dojdzie do „erupcji wulkanu” 🙂
Znasz to z własnego życia:
Czasem lepiej coś przełknąć niż wdać się w głupią dyskusję. Nawet jeśli coś w środku głośno krzyczy, aby walczyć.
Zrobić coś wbrew sobie, bo tak wypada, takie są oczekiwania otocznia.
Na przykład łyknąć dodatkowe obowiązki od szafa, bo cóż innego można zrobić? Pracować po godzinach bez sprzeciwu. Dawać z siebie więcej, mimo że nie chcesz.
Starać się trzymać w obliczu trosk i problemów, bo wszyscy liczą, że chociaż Ty się nie złamiesz.
Zmagać się z chorobą własną lub bliskich tak, aby nie obciążać otoczenia. Zmagać się z przyzwyczajeniem rodziny, że sami się wszystkim doskonale zajmiemy i zawsze będziemy mieć na to siłę.
Dbać o własny wizerunek osoby niezawodnej, nawet gdy już dłużej nie ma się na to siły.
Tolerować wbrew sobie różne raniące nas zachowania partnera/rki, aby tylko zachować względny spokój w związku.
Dusić w sobie sprzeciw, nawet długo, dla dobra jakiejś innej sprawy.
Dusić w sobie złość. Dużo złości.
Dusić w sobie poczucie bycia wykorzystanym/ną.
Dusić w sobie chęć odwetu, a na zewnątrz okazywać wybaczenie. Pielęgnować urazę, nawet gdy druga strona już dawno zapomniała o całej spornej historii.
Bać się rozmowy o zmianie sytuacji, która nam nie pasuje.
Spychać winę na siebie, zamiast rozdzielić po równo na wszystkich.
Znasz to i jeszcze szereg innych sytuacji w których robisz coś wbrew sobie. Nie jesteś sam/sama. Każdy z nas tak ma i w zasadzie jest to naturalne. Żyjemy wszyscy w grupie i działamy zgodnie z ogólnie ustanowionymi zasadami. Pełnimy określone role i podlegamy różnym mniej lub bardziej lubianym obowiązkom. Aby móc żyć z innymi trzeba umieć poświęcić część siebie. I to też jest w porządku aby z tego powodu odczuwać szereg negatywnych emocji. Czasem uda nam się uniknąć wewnętrznych konfliktów. Czasem zaś dylemat jest nieunikniony.
Bo jest w nas część, która stara się zadbać o nasze dobre relacje z otoczeniem i grupą, nawet kosztem nas samych.
Jest też w nas inna część, która dba o nas samych, nawet kosztem jakości relacji z otoczeniem.
Obie są bardzo ważne. Obie poddają nas presji, kłócą się ze sobą, a nasza głowa to dla nich poligon. Można od nich zwariować. Ale bez ich potyczek nie wiedzielibyśmy, co właściwie mamy robić.
Kiedy „dobra mina do złej gry” zaczyna mam pękać…
Jednak czasem mniej lub bardziej świadomie wikłamy się w obciążające nas sytuacje, w których, z różnych powodów, robimy coś wbrew sobie – dłużej już nie chcemy. Nie dajemy rady, zabrakło nam sił, wyczerpała się cierpliwość… Do tej pory nie informowaliśmy otocznia o wewnętrznych kosztach, które ponieśliśmy za zgadzanie się na daną sytuację. Robiliśmy „klasyczną dobrą minę o złej gry”. Teraz jednak mamy już kryzys i czujemy, że nasza „maska” pęka.
Przeważnie, w tego typu sytuacji stosujemy jedno z trzech rozwiązań:
- doprowadzamy się do potężnej „erupcji wulkanu”, wynikającej z kumulacji zmęczenia i nagromadzonych emocji. Innymi słowy, urządzamy awanturę.
- dalej dusimy wszystko w sobie, co ja nazywam kiszeniem się, zadowalając się powierzchownymi sposobami na rozładowanie napięcia.
- decydujemy się na planowaną rozmowę o zmianie sytuacji, zanim emocje wymkną się spod kontroli.
Erupcja wulkanu
Świetne dla wyrzucenia z siebie całego ciśnienia lub znacznej jego części. Jednak otoczenie, od którego oczekujemy pomocy/zmian może nie przyjąć tego wybuchu spokojnie. Być może nikt nie spodziewa się, że siedzi w nas tyle emocji. Może zbyt dobrze wychodziło nam wcześniej udawanie, że wszystko jest w porządku i otoczenie zareaguje szokiem. Nie pokazaliśmy przecież, że to dla nas problem. Boimy się konfrontacji, aż nagromadzona w nas złość pozwala nam przemóc niechęć przed „walczeniem o swoje”.
Sami przed sobą nie potrafiliśmy przyznać się, że potrzebujemy pomocy i ten wybuch jest zaskakujący tak samo dla nas jak i dla innych. Wydarzyło się coś, co szybciej niż myśleliśmy obdarło nas z siły do samodzielnego stawiania czoła wyzwaniu itp.
Powodów jest mnóstwo i jeśli masz tendencję do zwracania się o pomoc poprzez urządzanie awantur, zachęcam Cię do zastanowienia się, dlaczego tak się dzieje i co sprawia, że ostatecznie wybuchasz. Dlaczego?
Jak często osiągasz dzięki temu sukces? Jak często płacisz za to pogorszeniem się relacji z otoczeniem?
Bo wiesz, istnieją bardziej efektywne i mniej raniące innych sposoby uzyskiwania pomocy/zmian. Więc… dlaczego wybuchasz? 🙂
Kisimy dalej
Dotyczy to zwłaszcza długotrwale niekorzystnych dla nas sytuacji. Zadowalamy się wygadaniem przed bliską osobą, narzekaniem, drinkiem i serialem w TV, zamknięciem się w sobie, podwyżką w pracy, jednorazowym wychodnym od dzieci… A problem dalej ma się świetnie. W tej taktyce chodzi o to, by na tyle odbudować swoje siły, aby dalej tłumić w sobie potrzebę rozwiązania problemu/zmiany.
Z jakiś powodów nie mamy w sobie motywacji aby nagłośnić sprawę i doprowadzić do odciążających nas zmian. Być może wolimy przeczekać, a nuż sytuacja sama się rozwiąże (i czasem faktycznie tak się dzieje). Być może, w naszej ocenie, mniej płacimy za duszenie w sobie problemu niż za konfrontację z nim. Nie posiadamy rozwiniętych umiejętności dbania o również o własny interes, gdyż wychowano nas przede wszystkim dla innych. A może hamują nas jakieś siedzące w głowie wizje negatywnych konsekwencji, które spadną na nas po otwarciu „puszki Pandory”. Osoby-Kiszonki zachęcam do refleksji nad motywami swojego podejścia oraz oceny, jaki jest rzeczywisty koszt powstrzymywania się od faktycznego rozwiązania problemu. Ile tracisz tkwiąc tu, gdzie teraz jesteś? Ile stracisz, jeśli nic z tym nie zrobisz? Ile zyskasz, jeśli wciąż będziesz kisić? Czy potrafisz wyważyć niechęć do narzucania się innym od zdrowej troski o siebie? Jakie motywy i myśli sprawiają, że powstrzymujesz się od aktywnego rozwiązania trudnej dla Ciebie sytuacji? Czy taka postawa w dłuższej perspektywie czasu ma sens?
Rozmowa, zanim „dobra mina” zupełnie nam odpadnie
Nie da się ukryć, że to najbardziej konstruktywne rozwiązanie o największej szansie na sukces. Pozwala panować nad tym, co chcemy przekazać innym, w jaki sposób to zrobimy oraz zminimalizować niechciane lub toksyczne reakcje otoczenia. Wymaga jednak małego przygotowania własnej głowy, pokonania w sobie obawy przed rozmową oraz uwzględnienia potrzeb innych. Jeśli chcesz, to pokażę Ci jak przygotować się do takiej rozmowy. Wystarczy, że będziesz czytać dalej…
Jak przekazać innym, że potrzebujemy zmiany?
Zacznijmy od paru pytań do Ciebie:
- Dlaczego to dla Ciebie takie ważne, aby coś się zmieniło?
- Jak ta sytuacja może wyglądać z punktu widzenia innych zaangażowanych osób? Czy wiedzą, że jest Ci ciężko? Czy widzisz ich wysiłek, pracę, wpływ na daną sytuację?
- Po czym poznasz, że ta trudna dla Ciebie sytuacja została rozwiązana? Co musiałoby się zmienić, aby stwierdzić, że problem jest ogarnięty?
- Co najmniejszego musiałoby się stać, abyś odczuł/ła, że jest lepiej i przybliżasz się do rozwiązania?
- A gdyby to najmniejsze się wydarzyło, jaka byłaby na to Twoja reakcja? Co nowego pojawiłoby się w Twoim zachowaniu?
- Jak na Twoją małą zmianę zachowania zareagowałoby otoczenie?
- Co jeszcze małego mogłoby się zmienić w Twoim otoczeniu?
- Jakie zmiany w Twoich zachowaniu by to wywołało?
- Po czym jakaś bliska Ci osoba mogłaby poznać, że jest z Tobą lepiej?
Powyższy zestaw pytań prowadzi nas do określenia, jakiej zmiany pragniesz, co ona Ci może dać i jak będziesz na nią reagować. Jakiego efektu głównego pragniesz i jak rozpoznać, że stawiasz pierwsze kroki w kierunku osiągnięcia ich.
Przejdźmy do planowania rozmowy z otoczeniem związanym z daną sytuacją:
- Warto zacząć od określenia problemu oraz powodów, dla których do tej pory nie poruszałeś/łaś tego tematu – to pozwoli przygotować rozmówcę/ów. Zalecam szczerość 🙂
- Omów, jak dana sytuacja na Ciebie i Was wpływa i w czym dokładnie widzisz problem. Bez atakowania – skup się na nazwaniu kierujących Tobą emocji.
- Zapytaj rozmówcę/ów jak widzi/dzą ten problem. Postaraj się wczuć w jego/ich perspektywę. Na koniec powtórz własnymi słowami to, co usłyszałeś/łaś i upewnij się, czy dobrze wszystko rozumiesz. Zgódź się głośno wszędzie tam, gdzie Twój rozmówca ma rację. To bardziej otworzy go na współpracę z Tobą.
- Przedstaw swoje potrzeby i pomysły na rozwiązanie problemu. Określ co z tego jest dla Ciebie najważniejsze i w jaki sposób ma Ci pomóc. Omów małe zmiany, które można byłoby wprowadzić i jak Ty możesz na nie reagować.
- Zapytaj rozmówcę o jego zdanie i pomysły.
- Targujcie się: Odpuść mniej istotne kwestie na rzecz tych dla Ciebie najważniejszych. Nie kończ rozmowy, dopóki obie strony nie poczują, że wypracowały kompromis, który jest fair.
- Umów się na termin, w którym zaczniecie wprowadzać zmiany, zaczynając od tych najmniejszych.
A teraz reszta:
- Skup się na wyłapaniu tych małych i dużych zmian w zachowaniu u danej osoby/osób.
- Nazwij je i doceń głośno fakt ich pojawienia się.
- Zareaguj na nie w sposób, na który się umówiłeś/łaś.
- Wyjdź z inicjatywą i pierwszy/sza zrób coś inaczej, zgodnie z ustaleniami.
- Obserwuj, czy zmierzasz w tym kierunku, co chciałeś/łaś.
- Zaplanuj następny krok, który można zrobić w kierunku rozwiązania problemu.
- Na bieżąco mów o tym, co działa lub Ci nie pasuje – przestań kisić 🙂
- Doceniaj każdą fatygę, którą zauważysz w otoczeniu.
- Pamiętaj, aby oczekując czegoś od innych, dawać też od siebie.
- Pozwól sobie i innym na chwile słabości i popełnianie błędów.
Czy taka rozmowa zawsze działa? Nie mogę obiecać Ci sukcesu gwarantowanego ale mogę powiedzieć Ci, że masz największe możliwe szanse na osiągnięcie go, jednocześnie postępując fair wobec wszystkich.
Twoja dobra mina nie będzie musiała dalej maskować faktu, że nie dajesz rady lub nie podoba Ci się dana sytuacja.
Może przynieść więcej korzyści, niż mniej spokojne formy radzenia sobie z trudnościami.
Bazuje na fakcie, że każdy z nas zasługuje na szacunek i godziwe traktowanie, choćby nie wiem co. Tak, Ty też. I oni też. Tak się umówiliśmy, jako społeczeństwo i tego się trzymajmy.