Psychostacja blog

O pomocy w trudnościach życiowych. Po ludzku. Pisze psycholog Adrianna Kruk.

Kryzys w związku. Jak do tego doszło?

Bywają związki z miłości oraz takie „bardziej racjonalne”. Jedne i drugie potrafią się popsuć. Tym razem chciałabym się skupić na tych relacjach, które wychodziły od miłości i bliskości, a dotarły…. tam.

Kiedyś…

Kiedyś było między Wami super. Byliście sobą bardzo zainteresowani, lubiliście spędzać wspólnie czas, rozmawiać, śmiać się i wygłupiać. Podobaliście się sobie i czuliście pożądanie. Byliście przekonani, że tak już będzie i ze wszystkimi problemami jakoś sobie poradzicie. Dacie radę.

Dziś…

A teraz minęło już ileś czasu i przestało być tak optymistycznie. To „wow” gdzieś sobie poszło i nie chce wrócić. Dawne zalety przygasły, za to coraz wyraźniej przeszkadzają wady. Pojawiły się nagle czy zawsze siedziały w tej drugiej osobie? Do serc zakradły się pretensje, rozczarowania i zadawnione żale. Co się stało z życzliwością? Gdzie jest pożądanie? Dlaczego ta druga osoba stała się obca? Dlaczego nie spędzamy już razem czasu? A jeśli do tego dochodzi, dlaczego wciąż się sprzeczamy? Czy to znaczy, że już nie ma nas, tylko: ja + on/ona? Dlaczego czujemy się samotni, siedząc obok siebie na kanapie? I najważniejsze pytanie, co teraz?

Nie Wy jedyni

Warto zacząć od zapewnień. Nie Wy pierwsi byliście przekonani, że Wam się uda i nie Wam pierwszym może nie wyjść. Nie oznacza to, że byliście wcześniej naiwni, czy nieszczerzy. W tamtym początkowym okresie miłości (zakochania), szczerze w to wierzyliście. Kiedy było między Wami dużo miłości i życzliwości, wiara w sukces jest całkiem sensowna 🙂 Żyjemy w społeczeństwie, które wciąż uważa, że „mąż i żona” powinni być ze sobą do śmierci, co więcej, powinni się przez cały czas równie mocno kochać. Wydaje mi się, że takie podejście, choć powszechne i wciąż umacniane w kulturze, jest jednak dosyć sztywne. Nie dopuszcza naturalnych zmian, które następują w życiu każdej osoby i pary.

Kryzys prędzej czy później dopada większość związków. Nie jesteście więc w tym sami. Nie jest to szczególnie dziwne lub nie oznacza, że coś jest z Wami nie tak. Zastanówmy się jednak, co można z tym zrobić. Wcześniej jednak, warto odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego tak się stało?

Dlaczego?

Czy warto zastanawiać się, dlaczego miłość przechodzi trudne chwile? Myślę, że tak, bo gdzieś za tym stoją różne wydarzenia, warunki oraz nasze osobiste błędy. Rozpoznanie i uświadomienie sobie ich może pomóc w dalszych decyzjach, co zrobić z relacją oraz nie powtarzać błędów w przyszłości. Kryzys w związku przez wielu z nas traktowany jest jako jakaś forma porażki. Naturalnym odruchem jest dla nas zastanawianie się nad powodami, dlaczego tak się stało.

Zastanówmy się pokrótce, jakie typowe problemy mogą przyczyniać się do kryzysów w związkach partnerskich. Jeśli chcesz dowiedzieć się co z tą kryzysową relacją zrobić, zerknij tutaj.

Zanim zaczniemy, pragnę jeszcze dodać ważną rzecz: każdy z nas robi dla związku mnóstwo rzeczy dobrych! To mogą być drobne gesty i zachowania lub całkiem duże. I one pracują na naszą korzyść. Skupiam się teraz na błędach, gdyż to one sprawiają, że w relacji coś się popsuło. Jeśli poniższa lista wyda Ci się długa, pamiętaj, że alternatywna lista tego, co dobre może być znacznie dłuższa!

Czas płynie.

Na początek weźmy na ruszt pewien banał. Czas płynie, a my się zmieniamy. Niby to oczywiste. Ale gdy kochamy „na świeżo”, ciężko nam uświadomić sobie, że coś w tej relacji może się naturalnie zmieniać. Że nie będziemy się tak czuć do końca życia. A przecież, gdy podejmujemy się nowej pracy, wychowania dzieci, przeprowadzki i mnóstwa innych mniejszych i większych ról oraz zobowiązań, zmienia się otoczenie, w którym żyjemy. Zmieniamy się my. Zmieniają się też warunki, w których funkcjonujemy jako para i jest to całkowicie naturalny proces.

Zmienia się więc nasz relacja. Złączmy to z wpojonym nam obrazem miłości, który funkcjonuje jak coś niezmiennego. Nie spodziewamy się więc za bardzo, że coś między nami może się zmienić. I to nas zaskakuje. I raczej budzi rozczarowanie oraz poczucie utraty. Nie musimy więc wiele psuć w relacji, aby mino wszystko doświadczyć rozczarowania. Dla nieuważnych, źródłem kryzysu może więc być samo życie.

Sama „niewiedza” o zmianie w relacji nie jest niebezpieczna. Prawdziwe niebezpieczeństwo tkwi w tym, co mogliśmy z tym zrobić, a czego nie zrobiliśmy. Bo jeśli wiem, że w przeciągu kilku lat i podjęcia się nowych ról oraz zobowiązań ulegną zmianie ja, on oraz my, to jestem gotowa przypilnować, aby tą moją miłością do partnera odpowiednio pokierować. Pozwolić, aby się zmieniała i zdobywać nowe obszary do „kochania”, kiedy stare zaczynają być trudniej dostępne. Jednak zdecydowana większość par, przekonana o stałości swoich uczuć uparcie siedzi w tym, co było na początku, a przekaz społeczny mocno nam w tym pomaga.

Nie ćwiczymy się w rozwiązywaniu bieżących problemów

Idźmy dalej. Nie ćwiczymy się w pracy nad związkiem. Jak dla mnie jest to naturalna konsekwencja poglądu, że „miłość jest stała”. Po co pracować, wciąż od nowa, skoro jest ok? Widzimy, jak ta druga osoba się stara, sami się staramy i wierzymy, że tak już będzie. A już na samym początku, jeszcze „w zakochaniu”, pojawiają się zgrzyty i rozczarowania. I kiedy wciąż przymykamy na to oczy, dusimy to w sobie lub uczymy się to bagatelizować, wybieramy łatwiejsze „tu i teraz” (spokój) kosztem trudnego „tam i kiedyś”(silne rozczarowanie, urazy i zniechęcenie).

Nasze umiejętności rozmowy o problemach częściej prowadzą do kłótni i rozczarowań niż do wzmocnienia relacji. Zapewniam, że o naukę „dobrego stylu rozmowy o problemach” zdecydowanie łatwiej, kiedy miedzy partnerami jest dużo miłości 🙂 Pewnie sami czujecie, jak nierozwiązane konflikty lubią kisić się w nas i dojrzewać do dorodnych pretensji. Jak w takiej atmosferze utrzymać życzliwość?

Daję z siebie więcej niż on/ona

Jesteśmy całkiem dobrzy w tworzeniu dokładnych spisów i list osobistych zasług wniesionych w związek. To naturalne, wszak lepiej zapamiętać coś, w co włożyliśmy osobisty wysiłek. Tym więcej wysiłku trzeba włożyć w tworzenie list zasług swojego partnera/ki. Plusy i minusy za wysiłek wkładany w wspólne dobro też często bywają rozdawane, że tak powiem… uznaniowo. On/Ona robi X,Y i Z ale

Kiedy nie pielęgnujemy w sobie osobistego poczucia wdzięczności do drugiej osoby, uruchamiamy błędne koło, w którym czujemy się wykorzystywani, domagamy się uznania a skąpimy go drugiej osobie, przez co wszyscy zaczynają się mniej starać. Bo po co, skoro nikt tego nie docenia? W efekcie poczucie urazy i zniechęcenie mają wspaniałą pożywkę do wzrostu.

Niestety, oznacza to, że z pewną częścią „olewactwa” naszego partnera/ki mamy coś wspólnego i że tak powiem, wyhodowaliśmy to.

Bywają przypadki, gdy druga osoba od początku żeruje na nas, a nasze cechy sprawiają, że tego nie widzimy. Jednak to zupełnie inna historia do opowiedzenia. Przeważnie wspólne życie dwojga ludzi prowadzi do tego, że obojgu coraz mniej się chce.

Coś mi nie pasuje? Zwiększę dystans.

W skrócie, mam na myśli ucieczkę w pracę, opiekę nad dziećmi, hobby, wyjazdy itp., w sytuacji, gdy konflikt między partnerami narasta. Owszem, „na szybko” to działa, gdyż częstotliwość kłótni spada. Wprowadza się „stan zawieszenia problemów w związku”. Jednak uważam, że w dłuższej perspektywie to jest naprawdę dla związku trujące. Im większy „dystans”między partnerami, tym bardziej samotni czujemy się będąc ze sobą i tym bardziej czujemy potrzebę zrobienia czegoś z tą samotnością. Bywa, że zaspokojenia tej potrzeby nie szukamy u partnera… A problem nie zniknie, nie ważne, jak bardzo udajemy, że go nie ma. Znika za to umiejętność i gotowość do rozmowy o nim.

To tylko kilka pomysłów na kryzys w związku. Wymieniłam je dlatego, że szczególnie często je słyszę. Jednak każdy z nas ma swój władny zestaw „słabych punktów”. Nie trzeba popełnić ich wszystkich, aby relacja się popsuła. Kluczowy jest efekt kumulacji i brak rozpracowywania ich na bieżąco.

Konsekwencje

Prawie zawsze konsekwencją będzie jakiegoś rodzaju błędne koło. Załóżmy, że któreś z partnerów robi coś źle, to coś generuje poczucie krzywdy i pretensje, raczej do partnera/ki niż do siebie. Zaczyna tlić się uraza. W efekcie zmieniamy coś w naszym zachowaniu względem drugiej osoby. Ta druga osoba to czuje i sama zmienia coś u siebie. Odbieramy to i sami idziemy dalej…

  • zmianie ulega to, w jaki sposób postrzegamy drugą osobę. Na gorsze
  • zaczynamy się bronić poprzez zwiększenie dystansu między sobą. Samotność i ucieczki w inne aktywności
  • zaspokojenia swoich potrzeb zaczynamy szukać gdzieś indziej. Możliwość zdrady
  • czujemy się wykorzystywani i stłamszeni, więc broniąc się stawiamy bierny opór np. unikając seksu
  • porównujmy to co było z tym, co teraz. Rozczarowanie i poczucie straty
  • aktywnie, nieraz agresywnie domagamy się zaspokojenia swoich potrzeb. Kłótnie
  • szukamy sojuszów na poparcie swoich racji. Wspólny front z rodzicami, dziećmi itp. Utrwalanie kryzysu

Napisałam ten mini przewodnik po problemach w związku, aby przekazać ważną rzecz: poza tą całą złością, rozczarowaniem, smutkiem i chaosem uczuciowym warto uświadomić sobie główny „wkład” w zaistniałą sytuację.

Może udałoby się, poza emocjami dostrzec też własny wkład w to, co się stało? To zdecydowanie pomoże w podejmowaniu decyzji, co zrobić ze związkiem.

Kiedy rozważamy decyzję o rozstaniu lub podjęciu się pracy nad związkiem, przeważnie mniej lub więcej wiemy, co druga osoba musiałaby w sobie zmienić, abyśmy zachcieli pozostać z nią w związku. Znacznie trudniej przychodzi nam wymienienie tego, co sami możemy zrobić. Odtworzenie „ścieżki kryzysu” pomaga w określeniu tego, co powinno zostać zmienione, aby uratować związek.

Jeśli emocji jest zbyt dużo, aby móc szczerze się nad tym zastanowić, zapraszam tutaj.

Jeśli nie wiesz, jaką podjąć decyzję, zapraszam tutaj.

Jeśli chcesz skupić się na poprawie relacji, kliknij tutaj.

Kiedy jedynym słusznym rozwiązaniem jest rozwód, zajrzyj tutaj.

Zachęcam również do zajrzenia do artykułu „Dora mina do złej gry i kiedy dłużej już tak nie umiem. Jak rozmawiać o problemie?”, dostępnego tutaj.


O autorze